Czy na pewno „Je suis Tel Aviv”

Nowy Rok (vel Novy God) rozpoczął się w Izraelu tragicznie. W piątkowe przedpołudnie, w centrum Tel Awiwu nieznany (wówczas) napastnik otworzył ogień do osób siedzących w kawiarni i dwóch pubach przy ulicy Dizengoff – jednej z głównych ulic w centrum miasta. W wyniku ran postrzałowych zmarły 2 osoby, a kolejnych kilka zostało rannych.

Media – tradycyjne i społecznościowe – oszalały.

1933791_10206085681916383_3586601356742229208_n

Media oszalały z kilku, niespotykanych w trakcie trwającej „intifady noży„, powodów. Zdecydowana większość ataków przeprowadzonych w ostatnich miesiącach przez Palestyńczyków miała bardzo podobny scenariusz – młody napastnik, w ręku nóż, przypadkowe miejsce, nieprzypadkowa ofiara (żołnierz, policjant, ortodoksyjny Żyd), szybka reakcja służb i błyskawiczne zatrzymanie bądź „zneutralizowanie” napastnika. Proste. Do ataków dochodziło zazwyczaj w Jerozolimie, na checkpointach na granicy z Zachodnim Brzegiem albo w okolicy żydowskich osiedli na Zachodnim Brzegu. W miejscach, gdzie o konflikt na linii Żydzi – Arabowie nietrudno.

Tym razem scenariusz był inny. Przede wszystkim miejsce – serce Tel Awiwu, który dotychczas opierał się atakom (nie licząc chyba tylko jednego na żołnierkę w okolicy Sztabu Generalnego izraelskiej armii). Zamiast kuchennego noża – broń palna. Ofiary – przypadkowi klienci. I chyba najważniejsze – napastnik uciekł. I na moment pisania tej notki (sobota, 2 grudnia, 22:00) nadal jest poszukiwany.

W kilka godzin po ataku, media dotarły do nagrań z monitoringu, które upubliczniły i dzięki temu napastnik został zidentyfikowany. Na policję zadzwonił ojciec mężczyzny po tym, jak zobaczył nagranie, na którym jego syn, kilka minut przed otworzeniem ognia, jakby nigdy nic kręcił się po sklepie obok miejsca strzelaniny. Napastnikiem okazał się być 29-letni Izraelczyk, Arab z miejscowości Ar’ara w północnej części kraju.

Nim na media nałożono „gag order” (prawo ograniczające swobodę wypowiedzi mediów w określonej sprawie), te zdążyły donieść, że nie był to napastnika pierwszy zatarg z prawem. W 2005 roku został aresztowany za sprzedaż tajniakowi ponad kilograma haszyszu, a dwa lata później usłyszał wyrok 5 lat w więzieniu za próbę kradzieży broni żołnierzowi. Przy okazji drugiego wyroku, sędzia zauważył, że dokumentacja medyczna wskazuje na zaburzenia osobowości i problemy z alkoholem i narkotykami.

Właściwie od samego początku uznano to zdarzenia za atak terrorystyczny będący częścią „intifady noży”, mimo że nie wykazywał on żadnych podobieństw. Automatycznie też wylała się fala hejtu skierowana na Palestyńczyków. Nie urodziłem się wczoraj, ale cały czas mnie zaskakuje skala hejterskich wpisów i komentarzy. Serio. W minionych miesiącach kilkukrotnie już zdarzyło się, że „atak terrorystyczny” tak naprawdę miał motyw osobisty, kryminalny. Pod żadnym jednak względem nie należy wykluczać, że był to akt terroru. Zwłaszcza w świetle kolejnych doniesień – w plecaku, który napastnik zostawił w sklepie, znaleziono Koran, a sam poszukiwany w przeszłości wykazywał zainteresowanie działalnością Państwa Islamskiego. Gdyby podejrzenia się potwierdziły, to przed Izraelczykami pojawi się nowe wyzwanie, a sam konflikt izraelsko-arabski wejdzie na nowy poziom.

Izraelskie media społecznościowe, w kilka godzin, zostały zalane z jednej strony zdjęciami nawiązującymi do listopadowego „Je’suis Paris„, z drugiej ironicznymi pytaniami o facebookowe opcje „safety check” (osoby znajdujące się na zagrożonym terenie mogą oznaczyć, że są bezpieczne) i dodawania flagi do zdjęcia profilowego. Po części rozumiem takie nastawienie, no ale… Nie umniejszając niczyjej śmierci, to jednak w Paryżu doszło w listopadzie do dużo bardziej zmasowanego i krwawego ataku. Praktyczne podejście do „Safety check” pominę.

Polskie media temat prawie przemilczały. O ataku wspomniało TVN24, Gazeta.pl i Interia (przynajmniej tyle sam zauważyłem). Na NaTemat.pl wspomniano o tym jednym zdaniem podsumowując wiadomość o strzelaninie we Francji. Pominę rzetelność tych wiadomości, a skupię się na komentarzach, które przeczytałem pod tymi tekstami. Nie chodzi mi bynajmniej o hejterskie komentarze o „ciapatych” i uchodźcach (tak, tak, o uchodźcach) czy o tym, że się Żydom należy za mordowanie Palestyńczyków (o których media mają milczeć, bo są przecież kontrolowane przez żydoamerykę). Pod właściwie każdym artykułem w polskich mediach przeczytałem, że taka sytuacja to wynik utrudnionego dostępu do broni. Ktoś nawet pokusił się o stwierdzenie, że to przez „liberalną politykę poprawności politycznej” w UE. Cóż… nie wiem co ma unijna polityka do Izraela, ani czemu liberalna=restrykcyjna… ale co ja tam wiem. W każdym razie, temat dostępu do broni podniósł również świeżo zaprzysiężony poseł rządzącego Likudu – Amir Ohana („pierwsz gej Likudu”). Podzielił on zdanie zamartwionych polskich komentatorów i przyznał, że będzie lobbował za ułatwieniem dostępu do broni.

Gdy to przeczytałem, to przypomniała mi się krótka „notka” z Bloga Slwstra, którą znajdziecie tutaj. To ta stawiana za wzór Ameryka, w której broń można kupić bez specjalnych utrudnień. Ten wspaniały bezpieczny kraj, w którym nikt nikomu nie przeszkadza i każdy bez problemu może zacząć strzelać do widzów w kinie czy kolegów ze szkoły czy uniwersytetu. Wait, what? No właśnie.

Z ciekawości jednak poszukałem jakichś danych. Izraelski GUS takich statystyk nie prowadzi, ale trochę pogrzebałem i udało mi się znaleźć trochę historycznych danych. Otóż okazuje się, że 10 lat temu, gdy kończyła się Druga Intifada, cywilów z pozwoleń na broń było niecałe 240 000, a licencjonowanych sztuk broni dwa razy tyle. Do tego dochodzi koło 150 000 pozwoleń udzielonych na potrzeby ochroniarzy. Nie wspominając o ponad milionie sztuk broni na wyposażeniu izraelskiej armii, do których dostęp może uzyskać spora część z pół milionowej rezerwy. (Przypomnę że w związku z nasileniem ataków w ostatnich miesiącach, poluzowano trochę wymagania i obniżono rangę, od której można ubiegać się o wypożyczenie broni). Już wtedy jednak mówiono o spadającej ilości pozwoleń. W 2009 było ich już niewiele ponad 200 000, ale w związku z kolejnym nasileniem ataków (i akcją Płynny Ołów) władze odnotowały wzrost aplikacji. Ile licencji wydano na dzień dzisiejszy – trudno powiedzieć.

W każdym razie, myślę, że można spokojnie przyjąć, że około 250 000 Izraelczyków ma pozwolenie na broń. Izraelczyków jest trochę ponad 8 milionów. Odliczając niepełnoletnich i osoby 65+ okazuje się, że broń może mieć co dwudziesty dorosły Izraelczyk. Pomijając mundurowych. Czy to dużo? Moim zdaniem tak. Dla porównania – w Polsce na koniec 2014 wydanych było mniej niż 200 000 pozwoleń. A Polaków jest prawie pięciokrotnie więcej. Szwajcarskie centrum badań Small Arms Survey w raporcie za 2007 uwzględniło ilość sztuk broni w posiadaniu cywili przypadającą na 100 mieszkańców i liczby się pokrywają. #1 USA 88.8/100, #79 Izrael 7,3/100, #143 Polska 1,3/100.

Także tego… Chyba tego nie zrozumiem.

Przed kawiarnią i pubami przy ulicy Dizengoff 130 ludzie ustawiają znicze. Więcej jest chyba jednak tych, którzy tylko udostępniają zdjęcia zapalonych świeczek albo grafiki „I am Tel Aviv” na swoich facebookowych ścianach. Policja i służby specjalne nadal poszukują napastnika, a media ograniczone „press gagiem” snują domysły – czy strzelec działał sam? Czy miał motyw? Czy ktoś go ukrywa? Czy to macki ISIS przebiły telawiwską bańkę i sięgnęły wprost do centrum tego zrelaksowanego miasta?

Jutro mieszkańcy Tel Awiwu wyjdą rano z domów i udadzą się do szkół i biur. Przestraszeni ale nie zastraszeni. Nie takie rzeczy to miasto widziało. Nie będzie ich dziwiła wzmożona obecność mundurowych legitymujących podejrzanych przechodniów. Prędzej zdziwi ich to, że w 48 godzin po ataku, napastnik nadal jest na wolności.

[Aktualizacja: 4 stycznia 2016, godzina 14] W ciągu 72 godzin, które minęły od ataku, służbom nadal nie udało się złapać sprawcy – Nashata Melhema. Kilka tysięcy policjantów i żołnierzy przeczesuje, praktycznie mieszkanie po mieszkaniu, północne dzielnice Tel Awiwu. Jeszcze w piątek, przypadkowi przechodnie znaleźli porzucony telefon komórkowy sprawcy, a w sobotę media obiegłą informacja o aresztowaniu brata poszukiwanego. Istnieją przesłanki, że pomagał on w planowaniu ataku. 
Oficjalnie też powiązano napastnika ze zwłokami taksówkarza znalezionego kilka godzin po strzelaninie w okolicy plaży (samochód znaleziono kilkaset metrów dalej). Najprawdopodobniej po uciecze z miejsca ataku, Nashat wsiadł w taksówkę. Gdy oddalił się z miejsca zdarzenia, zamordował taksówkarza i kontynuował ucieczkę.

Nie ma się już też co oszukiwać, co do motywów ataku. Wpisują się one w nacjonalistyczne zapędy napędzające palestyńskich zamachowców w ostatnich miesiącach. Tym razem źródło „inspiracji” jest inne i najprawdopodobniej pochodzi z Państwa Islamskiego. Tak jak pisałem wcześniej, może to skomplikować sytuację w kraju. Atmosferę dodatkowo podgrzewają informację o wszczęciu dochodzenia w sprawie flag ISIS znalezionych na dachu jednego z budynków w północnym Tel Awiwie. 

W ciągu kilkudziesięciu godzin od ataku pojawiły się też liczne wątpliwości odnośnie do działań policji i służb bezpieczeństwa. Zarówno zaraz po ataku, jak i dużo wcześniej. Kilka miesięcy temu policja prowadziła dochodzenie, w trakcie którego zarekwirowała broń należącą do ojca Melhema. Gdy śledztwo zostało zamknięte z powodu braku wystarczających dowodów, broń została bez problemu zwrócona właścicielowi. To najprawdopodobniej z niej skorzystano podczas piątkowego ataku.

Władze, zarówno lokalne jak i państwowe, próbują uspokoić mieszkańców Tel Awiwu. Apelują, aby nie poddawać się tej próbie zastraszenia i wybicia z codziennego rytmu, informując jednocześnie o zwiększonej ilości służb bezpieczeństwa w mieście, w tym w okolicy szkół. Premier Bibi zaznaczył jednak, że jeżeli rodzice nie czują się wystarczająco bezpiecznie puszczając dzieci do szkoły – niech tego nie robią na siłę. W niedzielny ranek blisko połowa uczniów szkół w północnych częściach miasta została w domu. Im bardziej na południe, tym obecność w szkołach wyższa. 

Poza fizyczną obecnością policji i żołnierzy na ulicach miasta, praca wre również za biurkiem. Sztab specjalistów przegląda zapis z kamer monitoringu szukając śladów, które mogą doprowadzić do miejsca ukrywania się Melhema. Na wszelki wypadek, gdyby jednak udało mu się wymknąć z Tel Awiwu, jego zdjęcie trafiło do punktów kontrolnych na granicy z Zachodnim Brzegiem. 

Mało kto się chyba spodziewał, że poszukiwania będą trwały tak długo…

[Aktualizacja: 8 stycznia 2016, godzina 17:30] Poszukiwany Nashat Melhem został wytropiony i w wyniku akcji zastrzelony. Znaleziono go w meczecie w okolicy miejscowości, z której pochodził. W międzyczasie zdążono także aresztować jego ojca i kilku członków rodziny. Okolica, w której Melhem przebywał w ostatnich godzinach zamieszkała jest przez ludzi, którzy kojarzą jego i jego rodzinę. Istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że wiele osób wiedziało o jego kryjówce, ale nikt nie zaalarmował o tym władz. Trochę kłóci się to z medialnymi wypowiedziami rodziny i mieszkańców Ar’ara, którzy zapewniali że nie popierają działania Melhema i liczą na jego szybkie odnalezienie i aresztowanie. 

Mimo że napastnik nie żyje, kilka pytań nadal pozostaje bez odpowiedzi. W jaki sposób udało mu się udać z miejsca zbrodni do taksówki? Dlaczego porzucił sam pojazd? W jaki sposób udało mu się opuścić miasto i dostać na północ, w rodzinne rejony, niezauważonym? Kto pomagał mu w przygotowaniu kryjówki, w której znaleziono zapasy żywności i wody?

Na te pytania w kolejnych dniach odpowiedzi szukać będą służby specjalne. A mieszkańcy Tel Awiwu będą mogli spokojnie wyjść na ulice i nie trzeba będzie ich do tego zachęcać darmowym piwem, tak jak przez ostatnie kilka dni robiło kilka lokali przy ulicy Dizengoff. 


Instagram | Facebook

14 uwag do wpisu “Czy na pewno „Je suis Tel Aviv”

  1. Z tym atakiem i polskimi mediami to ciekawa sprawa. O calej sytuacji dowiedzialam sie dopiero z Twojego bloga i kilku innych stron, bo w mediach faktycznie cicho. Nawet główne wydania wiadomosci w różnych stacjach milczaly na ten temat. Dziwne, skoro media żywią się tragediami… a złe wiadomości są dobrymi wiadomościami. Jakis czas temu czytalam zbiór felietonow E. Barbura „Tsunami za frajer”, sporo miejsca poświęcił przedstawianiu konfliktu w mediach, nie tylko polskich. Wspominal m.in. o tym, ze zawsze Żydzi przedstawiani są jako agresor…

    Polubione przez 1 osoba

    • Z drugiej strony nie ma się co specjalnei dziwić, że w polskich mediach niewiele się mówi o tym zamachu. Jakby nie patrzeć był to jeden z kilkudziesięciu w ostatnich tygodniach. Poza tym, wystarczy zamachów politycznych, które się dzieją w kraju.
      Co do sposobu relacjonowania – wcześniej na to nie zwracałem uwagi, dopiero będąc tutaj zauważyłem jak wygląda przedstawianie stron konfliktu w relacjach dotyczących ataków. Pisałem o tym w obu notkach o intifadzie noży. Media, zwłaszcza amerykańskie, krzyczą o „zabitym Palestyńczyku” ale już dużo cichszym głosem dodają, że tenże Palestyńczyk rzucił się z nożem na bezbronnych. Piszą o przedświątecznym ataku w Jerozolimie CNBS albo CNN pisało o dwóch ZABITYCH Palestyńczykach i dwóch ZMARŁYCH ofiarach. Taki dysonans był, jest i pewnie jeszcze długo będzie.
      Przypomina mi się też jak kilka tygodni temu jedna z amerykańskich stacji informowała o palestyńskim nastolatku zamordowanym z zimną krwią, gdy z pustymi rękoma zbiegał po schodach. Powtarzali to w kółko. Dopiero dziennikarze FOX News (która w zasadzie nie należy do specjalnie rzetelnych, ale jest jednak pro-izraelska) wytknęli konkurencji manipulację pokazując materiał (niewiele różniący się od tego komentowanego przez tę drugą stację), na którym wyraźnie widać, że w jednej ręce napastnik trzymał nóż.
      Takie już są media.

      Polubienie

      • I wtedy ma się ochotę przestać je oglądać 😉
        A tak na serio, to największym chyba problemem w przypadu mediów i ich świadomego konsumowania jest znalezienie źródła prawdziwie obiektywnego (lub do tego obiektywizmu najbardziej zbliżonego). To, że jakieś media nazywają się „niezależne”, nie znaczy wcale że takie są…

        Polubione przez 1 osoba

      • Przy całym śmietniku, który tu się znajduje (w sensie w internecie) to jednak tu jest najwieksza szansa na znalezienie obiektywnej wiedzy, ewentualnie szansa na wyrobienie sobie opinii na podstawie komentarzy. Dzięki za bardzo ciekawy wpis.

        Polubienie

  2. Zastanawiam się czy w ogóle jest coś takiego jak obiektywizm. Przygotowywanie przez reportera/dziennikarza jakiegokolwiek tematu zawsze ma jakieś subiektywne naleciałości, których chyba nie da się uniknąć i zredukować do zera.

    Heh… a pomyśleć, że ja o mały włos nie zostałam dziennikarką, teraz się cieszę, że moje życie zawodowe poszło w trochę innym kierunku 🙂

    Polubienie

  3. Pingback: W Tel Awiwie się bawią, gdzie indziej walczą | Izrael od kuchni

Dodaj komentarz